Tytuł: Czarna Wdowa. Na zawsze czerwona
Oryginalny tytuł: Black Widow: Forever Red
Autor: Margaret Stohl
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Liczba stron: 472
Rok wydania: 2016
"Ludzie powinni być ciepli. Powinni dotykać. Powinni szeptać. Powinni śmiać się i kochać. I łkać, i czekać."
Natasha Romanoff jest jednym z najgroźniejszych zabójców. Trenowana od najmłodszych lat w sztuce zwodzenia i zabijania przeciwników. Natasha otrzymała pseudonim Czarnej Wdowy od Ivana Somodorova – swojego okrutnego i brutalnego nauczyciela z moskiewskiej szkoły superszpiegów zwanej Czerwoną Komnatą.
Kupiłam tę książkę, mając zero informacji o Czarnej Wdowie. Wiedziałam tylko, że jest ona postacią z Marvela i tylko tyle. Miałam nadzieję, że czytając, dowiem się coś o niej. I akurat tak się stało. Choć inaczej, niż to sobie wyobrażałam.
Natasha Romanoff jest członkiem T.A.R.C.Z.Y. Była jedną z dziewczynek Ivana Dziwnego, który zrobił z niej ludzką maszynę do zabijania. Nikt ją nie obchodzi, ale jednak ktoś owszem. Druga bohaterka to Ava Orlova, dziewczynka, którą Natasha ratuje na samym początku książki. I jest jeszcze Alex - chłopiec, który "przypadkowo" wplątuje się w akcje.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, kiedy poznawałam bohaterów to każdy jest taki sam. Alex i Ava myśleli podobnie - jak nie tak samo - jak Czarna Wdowa oraz umieli robić takie same rzeczy. Jednakże później jest to wszystko wytłumaczone, to ja i tak tego nie kupuję.
I chyba muszę wytłumaczyć, jak działa znajomość języków. Nie można tak sobie mówić w innym języku, a później tłumaczyć się, że trudno jest przełączyć się na inny. Albo w ogóle nie wiedzieć, że się mówi inaczej.
O akcji nie mam nic złego do powiedzenia. Akurat w momencie, gdy zaczęłam czytać książkę, miałam ochotę na coś z mnóstwem akcji. Wybuchy, walki, wystrzały. Tego mi było trzeba.
Niestety, pani Stohl dodała element romansu, który wyszedł jej ... marnie. Ava i Alex znali się ze... trzy dni? A już się w sobie zakochali, planowali przyszłość ze sobą i w ogóle. Mogę zrozumieć, że się zakochali i chcieli być razem, ale c'mon. To nie była jakaś wielka miłość do grobu.
Podsumowując: rozwój bohaterów kiepski (choć samej Natashy mogę przeżyć), romans wzięty z książek typowych dla nastolatek, lecz poza tym książka jest całkiem ciekawa. Możecie sami przeczytać, kiedy będziecie mieli czas i dać mi znać czy się Wam podobało czy nie. Co Was bardziej zainteresowało, a co odrzuciło.
Moja ocena: 5/10
Tytuł: Czarodzieje
Oryginalny Tytuł: The Magicians
Autor: Lev Grossman
Seria: Fillory
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 496
Rok wydania: 2010
"Przestanę być myszką, Quentinie. Zaryzykuję. Pod warunkiem, że ty chociaż przez chwilę popatrzysz na swoje życie i dostrzeżesz, jakie jest doskonałe. Przestań szukać kolejnych ukrytych drzwi, które mają cię zaprowadzić do twojego prawdziwego życia. Przestań czekać. To jest to: nie ma niczego innego. To jest tutaj, więc zacznij się tym cieszyć, inaczej wszędzie będziesz nieszczęśliwy, przez resztę życia, zawsze."
Z historią Czarodzieji zapoznałam się przez oglądanie serialu pod tą samą nazwą. Gdy się dowiedziałam, że ta produkcja jest na podstawie książki od razu chciałam ją przeczytać. Niestety nie byłam taka szczęśliwa czytając ją. I nie chodzi tu o zmianach w fabule, gdzie - jak dobrze wszyscy wiemy- muszą istnieć.
Czarodzieje jest oparta na serii Harry Potter oraz Narnia i to widać. Zwłaszcza tę drugą serię.
Quentin Coldwater jest mądry, lecz czuje się odosobniony w tym świecie i tylko czytanie o Fillory pomaga mu przeżyć. Jednak jego życie nabiera barw, gdy zostaje zaproszony do uniwersytetu dla czarodziejów.
Taki współczesny i dojrzalszy Harry. Tak? Może. Ale podobieństwa na tym się kończą. Przecież Szkoły Magii czy ogólnie magia występują też w innych dziełach.
Cała fabuła wydłuża się do pięciu - może i nawet sześciu - lat. A antagonista pojawia się tylko raz przed wielką walką. The check! I nawet nie wiem, czy można go tak nazwać.
Pierwszą połowę książki mogłam jeszcze znieść, lecz druga ... to dopiero była męczarnia. Bohaterowie byli tacy irytujący, zwłaszcza główny bohater. Wszystko, co się wtedy działo było nudne jak flaki z olejem czy oglądanie jak trawa rośnie. Zawiodłam się. I to strasznie.
Do tego jeszcze dochodzi związek, który jest opisany tragicznie. Sądzę, że autor nie potrafi dobrze stworzyć pary, którą każdy by kochał. Nawet w serialu jej nie trawię.
I ile razy można czytać o opróżnianiu pęcherza. Wiem, że każdy to robi, ale to jest obrzydliwe, gdy muszę to czytać. Zauważyłam, że większość męskich pisarzy lubi o tym wspominać. I po co? Nie muszę wiedzieć, kiedy komuś się zachce iść na stronę.
Wniosek? Nie polecam tej książki. Jest nudna, bohaterowie są praktycznie tacy sami, a przekleństw jest za dużo. Może ktoś to lubi, ale na pewno nie ja. Jedyną postacią, którą polubiłam (podczas drugiej połowy książki) był Penny. Był on najmniej irytującą osobą.
Gdybyście jednak chcieli przekonać się sami, to lepiej obejrzycie serial. Historia dzieje się szybciej, więc się nie zanudzisz, a postacie mają swoją osobowość. Pomysł jest nawet całkiem ciekawy, jednak Lev Grossman po prostu nie potrafił tego przekazać.
Moja ocena: 3/10
Niedługo rozpoczną mi się wakacje i szukam jakiś fajnych seriali do oglądania, więc moje pytanie ... Jakie seriale teraz oglądacie?