Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

23.9.16

"Do kogo się tak uśmiechasz? Piszesz z jakimś chłopakiem?" - Czyli recenzja Mystic Messenger



Przed zainstalowaniem tej aplikacji zastawiałam się, czemu odnosi ona taki sukces. Każdy w internecie wspominał jaka jest ona świetna. W końcu postanowiłam ją odnaleźć i wypróbować. Niestety nie mogłam jej zainstalować na swoim telefonie, co mnie bardzo zdenerwowało, ale na całe szczęście miałam do jeszcze do dyspozycji tableta.
I rozumiem, czemu Mystic Messenger jest taki popularny.

To jest taka typowa gra otome – gra dla dziewcząt, gdzie głównym tematem jest miłość.

Po tym, jak się zalogujemy, dostajemy wiadomość od „Unknown”. Pisze, że znalazł telefon i chce odnaleźć jego właściciela. I nie ważne, co odpowiedz, będziesz musiał mu pomóc. Po tym wszystkim poznajemy głównych bohaterów: słodkiego Yoosung'a uzależnionego od gier, przystojnego aktora Zena, Jaehee Kang, która tak naprawdę jest dziewczyną, bogacza z obsesją na punkcie swojego kota – Jumin Han oraz 707 – świetnego hakera. Są jeszcze inni, ale już nie będę ich wymieniać.

Czas w grze jest taki sam jak u gracza i z tego powodu może to być lekkim utrudnieniem. Czaty mogą pojawić się nawet o drugiej nad ranem, więc jeśli śpisz o tej porze, to twoja postać nie jest uwzględniana w tych dialogach. Jeśli chcesz pojawić się podczas tego czatu musisz go wykupić dzięki „hourglass”. Pięć za rozmowę, pięć za dzwonienie.

Tak, dobrze widzisz. Jest szansa na zatelefonowanie do ulubionej postaci. A oni mogą do ciebie. Z tego powodu dobrze mieć przy sobie słuchawki. Ich głosy są po koreańsku, więc jeśli nie znasz tego języka, to zawsze są angielskie napisy.

Jeszcze nie wiem wszystkiego o tej aplikacji, a nie chcę sobie robić spojlerów. Wstawiając ten post będę już na piątym dniu, a w sumie jest ich jedenaście. Czytałam też, że istnieją złe zakończenia, które mogą się pojawić wcześniej.

Ta aplikacja jest uzależniająca. Praktycznie co godzinę sprawdzam, czy nie powstał nowy czat. I ciągle się uśmiecham głupio, gdy czytam rozmowy pomiędzy chłopakami oraz moją postacią.

Jeśli macie dużo miejsca wolnego na telefonie, to zachęcam do pobrania tej gry.

Jeśli jesteście ciekawi, to moją ulubioną postacią jest Zen > Yoosung > Jumin. Na razie jeszcze nie wiem, co z Jaehee oraz z Seven.


A kto jest Waszą ulubioną postacią? Na którym dniu jesteście, a może już przeszliście grę?

16.9.16

Rzućmy okiem na ... Królowa Cieni

Tytuł: Królowa Cieni
Oryginalny Tytuł: Queen of Shadows
Autor: Sarah J. Maas
Seria: Szklany Tron (tom 4)
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 848
Rok wydania: 2016





Dzięki Tobie chce mi się żyć, Rowan - rzekła cicho - Nie przetrwać czy istnieć. Żyć.





Seria Szklany Tron jest jedną z moich ulubionych. Więc to nic dziwnego, że w dniu premiery czwartego tomu pojechałam do Empika, a później do Matrasa – myślałam, że tam będzie taniej – i zapłaciłam za nią 50 złotych. Myślałam, czy nie lepiej zamówić przez internet. Zawsze to taniej. Ale nie! Chciałam ją mieć od razu.

Niestety – albo stety – nie miałam okazji przeczytać jej od zaraz. Miałam wypożyczone kilka książek z biblioteki, a według mnie one mają pierwszeństwo.

Taka mała ciekawostka. Przed przeczytaniem Szklanego Tronu nie wiedziałam, że to książka fantasy. Myślałam, że to tylko powieść o normalnej zabójczyni w normalnym świecie. 

Moją pojawić się spoilery, więc czytasz na własną odpowiedzialność!

Celaena Sardothien była wspaniałą postacią, którą pokochaliśmy w poprzednich częściach. Dużo przeszła, ale zawsze chodziła z wysoko uniesioną brodą. Jednak każdy w pewnym momencie swego życia się zmienia. Mówi sobie, że należy zmienić swoje zachowanie, pragnienia. Zabójczyni Adarlanu wydoroślała. Zrozumiała, że powinna walczyć o swoje życie, o życie innych. A tym bardziej walczyć o swoje należyte miejsce.

Celaena przeistacza się w Aelin. Aelin Ashryver Galathynius.

Ogniste Serce wraca do Rifthold. Za wszelką cenę chce odzyskać Klucze Wyrda, które akurat są w kieszeniach jej największych wrogów. W tej części globu jej magia nie działa, więc musi zaufać swoim zdolnością, których nauczyła się przez te lata oraz swoim towarzyszą.

Zawszę zaczynam od najlepszych aspektów książki, lecz tym razem będą to te gorsze. Królowa Cieni jest najlepszą, jak do tej pory częścią, więc trudno mówić o jej gorszych stronach. Chodzi tu o okładkę. Dokładniej o czcionkę. Albo raczej z czego jest zrobiona. Nie wiem czemu, ale dwie literki w tytule mi się starły. Mogę zrozumieć, że akurat było gorąco, kiedy ją czytałam, ale gdy się zorientowałam, to nawet nie dotykałam żadnej literki. W poprzednich książkach nie miałam tego problemu. Więc, Czytelniku, proszę uważaj.

Uwielbiam Sarah (czy to imię się odmienia?) za to, jak kreuje swoich bohaterów, świat czy kulturę. Wszyscy mają jakieś pragnienia, marzenia, cele, do których dążą. Różne postacie wierzą w coś innego. Muszę dodać dodatkowe punkty za przypominanie o ich przeszłości. Pojawił się mój drogi Sam Cortland. Może był tylko w wspomnieniach, lecz był. Zjawił się także Arobynn Hamel. Nie znoszę gnoja.

Pamiętacie Lysandrę? Kurtyzantkę Madam Clarisse? Nie pamiętam, czy pojawiła się wcześniej niż w tej części oraz jednej z krótkich opowiadanek. W skrócie młoda Celaena jej nienawidziła (zazdrość?). W Królowej Cieni dowiadujemy się o jej przeszłości. Zaprzyjaźnia się z Aelin, co przyjęłam sceptycznie, jednak tak jak Aelin, pogodziłam się z jej pojawieniem. 

W końcu drogi naszej walecznej królowej i zimnej Manon się przecięły. Gdzieś przeczytałam, że gdyby dziewczyny przestały się nienawidzieć, to byłyby dobrymi przyjaciółkami. I zgadzam się z tym. Pewnie by się nawzajem wyzywały, ale też i kochały.

Jeszcze nie dodałam o Rowanie. W Dziedzictwie Ognia jeszcze opłakiwałam związek pomiędzy Celaeną a Chaolem. Ta para była moim OTP. Dopiero w tej części mogłam w spokoju zaznać miłości Rowana i Aelin. Zawsze gdy mieli razem scenę, moja mordka sama się uśmiechała. Oni byli tacy słodcy.

Moim zdaniem Królowa Cieni to najlepszy tom w tej serii. Postacie mogły być wreszcie sobą. Ludzie wyzwolili się od władzy bezlitosnego króla. Wszystkie tajemnice wyszły na wierzch. Główna bohaterka dorosła do przeznaczonej roli w społeczeństwie. Ma zostać królową Terrasenu.
W końcu magia zaczęła działać. Ale czy to dobrze? Przecież nadal żyją wiedźmy, które tylko na to czekały. Czy Aelin podoła presji, którą wywrze na nią jej własny lud?

Tego dowiemy się w piątym tomie Empire of Storms, który swoją premierę miał 6 września tego roku. I sądząc po datach polskich wersji, możemy spodziewać się tej książki w Polsce dopiero za rok.


A Wy jaką parę wolicie? Celaena x Chaol? Aelin x Rowan? A może Manon x Dorian?

12.9.16

Rzućmy okiem na ... High Speed!: Free! Starting Days


Tytuł: High Speed!: Free! Starting Days
Oryginalny tytuł: ハイ☆スビード!Free! Starting Days
Wytwórnia: Kyoto Animation
Rok produkcji: 2015






Tego filmu nie mogłam się doczekać od kiedy dotarła do mnie informacja. Jestem wielką fanką Free!. Dawno nie oglądałam tego anime (będzie z półtora roku) i nie pamiętałam szczegółów, jednak to mi nie przeszkadzało.

Fabuła oparta jest na light novelce „High Speed” napisana przez Kōji Ōji. Jest uznawana za prequel do anime o nazwie „Free! Iwatobi Swim Club”.
Jeszcze nie czytałam tej nowelki, ale według „Ciotki Wiki” historia dzieje się w podstawówce, natomiast w filmie nasi główni bohaterowie są w pierwszej gimnazjum. Haruka Nanase, Makoto Tachibana, Ikuya Kirishima oraz Asahi Shiina są nowymi członkami drużyny pływackiej, do której trzech pierwszym panów nie chciało na początku przystąpić. Jednak każdy z nich ma swoje problemy, które utrudniają im prace w grupie. A nasz Haru ciągle myśli o swoim byłym przyjaciele, Rinie Matsuoka.

Tak jak z poprzednimi produkcjami, byłam podekscytowana przed i po obejrzeniu. Co do grafiki to trudno mi powiedzieć czy się różniła od tej z anime. Wujek Google nie pomaga. A nawet jeśli by się różniła, to i tak wszystkie były piękne.

Co do charakteru postaci. Makoto przedstawili takiego jakiego znamy. Jego pomocny, miły, troskliwy. Nie można go nie kochać. Haruka był inny. I rozumiem, że w anime był on starszy itd. W filmie Haru pozostał starym Haru: miał tak zwaną „pokerową twarz”, która nie występowała tylko, gdy przebywał w wodzie, był cichy, ale czy spokojny? Czasami – jak na niego – to wychodziła z niego bestia (nie bardzo). Fajnie było widzieć go ponownie z makrelą. Jedyne co mi nie pasowało to jego związek z wodą. Jak wiadomo on kocha ją, lecz tutaj nie było tego widać.

Brakowało mi też cudownych scen podczas pływania. W poprzednich produkcjach mieliśmy szansę "zejść" pod wodę, "pływać" wraz z bohaterami. Na początku filmu odrzuciły mnie jaskrawe kolory, które na całe szczęście nie miały miejsca dalej.

Jeśli zastanawialiście się nad obejrzeniem tego filmu lub anime Free!, to zachęcam Was do tego. I nawet płeć męska znajdzie coś tutaj dla siebie.

6.9.16

Rzućmy okiem na ... Klan Wilczycy

Tytuł: Klan Wilczycy
Autor: Maite Carranza
Seria: Wojna Czarownic (tom 1)
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 382
Rok wydania: 2008




Anaíd jest czternastoletnią, niepozorną dziewczyną. Mieszka w pirenejskim miasteczku Urt. Jest nad wiek dojrzała i inteligentna, co nie wzbudza jednak sympatii rówieśników. Samotne życie Anaíd toczy się spokojnie aż do dnia, w którym znika jej matka - rudowłosa Selene. Nieoczekiwanie dziewczyna poznaje wielką tajemnicę skrywaną przez rodzinę.” (opis z wikipedi – brak spoilerów)


Dokładnie nie pamiętam, czemu wybrałam akurat tę książkę. Może to z powodu okładki, opisu albo tego, że mam „fazę” na czarownice. Nie mogę powiedzieć, że wciągnęła mnie całkowicie, ale też nie była to strata czasu.

Główną bohaterką powieści jest czternastoletnia Anaid, która pomimo genów od pięknej rodzicielki, nie ma się czym chwalić. Jest niska, „brzydka”, ale także i mądra. W szkole nikt jej nie lubi, nazywają ją „karlicą cotowszystkowie”. Dla mnie takie powody są głupie, żeby kogoś odtrącać, jednak ja sama nie byłam odbiorcą takich drwin, a wiem, że w każdej szkole istnieją istnieją takie osoby.
Niemniej jednak Anaid nie jest słaba psychicznie i dzielnie przeżywa każdy dzień. Nawet kiedy jej babcia umiera, a rok później znika matka. Od tamtej pory w życiu dziewczynki zaczynają się dziać dziwne rzeczy, które rozumieją tylko ciotka oraz inne kobiety, pomagające Anaid.

Okazuje się, że dziewczynka jest czarownicą Omar z Klanu Wilków. Z tą informacją czuje się lepiej, jednak też jest w niebezpieczeństwie. Złe czarownice Odish czekają, aż tylko podwinie jej się noga. 

Zainteresowanie tą powieścią była jak bujanie się na huśtawce. Raz miałam ochotę czytać rozdział po rozdziale, a za drugim razem tak bardzo mnie nie interesowała, aż z trudem kończyłam kolejny fragment. Pomysł jest nawet niezły, styl pisania – prosty, szybko się czyta.  

Sądzę, że jestem trochę za stara na czytanie książek, które główne bohaterki mają czternaście lat. Jak dla mnie Anaid była trochę za młoda, ale rozumiem, dlaczego akurat taki wiek. Z opisu z tyłu książki dowiadujemy się, że to Selene, matka Anaid, jest wybranką, która ma zakończyć konflikt pomiędzy czarownicami. I z tego powodu miałam wrażenie, iż coś jest nie tak. Podejrzewałam, jaki będzie koniec. I miałam rację.

Końcówka książki nie powala, ale i tak ją polecam. Jeśli macie ochotę coś przeczytać, a nie wiecie co albo chcecie coś mniej więcej lekkiego, to zachęcam to przeczytania. Dla mnie „Klan Wilczycy” mógłby być lepszy, lecz najgorszy też nie jest. Takie 5/10

1.9.16

Gakkon 3 - Mój pierwszy konwent

Po dwóch miesiącach wakacji postanowiłam napisać nową notkę na bloga. I tym razem to nie jest recenzja książki czy anime. Chciałam Wam opowiedzieć o moim pierwszym konwencie, który odbył się w Łodzi od 26 do 28 sierpnia tego roku.

Od kiedy zarezerwowałam bilet do dnia wyjazdu miałam tzw „huśtawkę nastrojów”, tylko że w moim przypadku to wyglądało trochę inaczej. Potrafiłam godzinami rozmyślać, jak fajnie będzie na Gakkonie, a po chwili się stresowałam. Bałam się, że nikogo tam nie poznam, bałam się o nocleg. Tak, wiem. To było głupie.

Przeczytałam mnóstwo artykułów na temat konwentów. Już nie mogłam się doczekać, kiedy nastąpi koniec sierpnia.
I gdy nadszedł ten dzień, nie wiedziałam czy jestem zestresowana czy szczęśliwa czy coś jeszcze. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że jechałam.
Jak już dojechałam na miejsce i zobaczyłam tę kolejkę nie przeraziłam się. Czytałam, że takie długie kolejki to normalne na takich wydarzeniach. Dodam jeszcze, iż było gorąco. Dokładnie nie pamiętam, jak długo tam stałam. Możliwe, że godzinę. Możliwe, że trochę mniej.

Po zostawieniu swoich rzeczy w jednym ze sleep roomów poszłam trochę pozwiedzać. Już wcześniej zauważyłam stoiska z gadżetami, więc tam poszłam. Były tam koszulki, przypinki, naklejki, kubki, poduszki i inne rzeczy, których typowy Otaku się spodziewa. Moim pierwszym zakupem była paczka czekoladowych Pocky, których wcześniej nigdy nie jadłam. A następnie przeszłam do drugiej części szkoły.

Tam znalazłam osoby grające w OSU, sale z tańcami oraz karaoke. Kiedy weszłam do ostatniej sali i usłyszałam ludzi śpiewających opening do Tokyo Ghoul, aż chciało mi się płakać. W dobrym sensie. W końcu znalazłam innych lubiących to samo co ja. I to było piękne.

Jeśli chodzi o społeczność, to wyglądało jakby każdy się znał. Nie powiem, że wszyscy byli mili dla każdego, bo zdarzyło mi się spotkać lekkie dramy wśród znajomych. Ale wiadomo, to się zdarza.
Podczas szukania informacji o konwentach, często widziałam pytania o przeciętny wiek konwentowicza. Użytkownicy pytali się, czy w wieku – powiedzmy – 14 lat mogą wziąć udział w tym wydarzeniu. Odpowiedź brzmiała twierdząco. Na konwenty często chodzi starsza młodzież oraz dorośli, jednak widziałam też młodszych.

A jak tam z ochroną? Kradzieżami? Na całe szczęście nie nikt niczego mi nie podkradł, ale wiadomo, takie rzeczy mogą się zdarzyć. Ochrona cały czas siedzi przy drzwiach i jeśli nie ma się opaski na rękę oraz zawieszki, którą się dostało przy wejściu, to się nie wejdzie. Ochroniarz także przechodzi się po szkole i zagląda do sal.
W trakcie jednego z paneli była mowa o przypadkach, które się odbyły na konwentach. No wiecie, picie, palenie czy nawet seks w piwnicach. Nie mam pojęcia czy na Gakkonie coś takiego miało miejsce i chyba wolę nie wiedzieć.

A co z zajęciami? Było ich mnóstwo i o każdej godzinie. Konkursy, panele, LARP-y. Czasami musiałam czekać na pewne panele, ale to tylko dlatego, iż nie zainteresowały mnie inne. Wtedy się nudziłam, jednak dobrze, że miałam telefon przy sobie. Telefon pełen darmowego internetu.


Jak na swój pierwszy konwent myślę, że był świetny. Mogło by być lepiej. Poszłam sama na Gakkon, więc czułam się nieswojo, a z moim talentem społecznym, byłam zbyt nieśmiała do odezwania się do kogokolwiek. Więc jeśli miałabym jeszcze iść na jakiś konwent, to poszłabym z przyjaciółką. Nawet jeśli bym musiała czekać jeszcze długi czas.

Na koniec muszę podziękować drogim helperom, dzięki którym ta szkoła jakoś wyglądała. Często przychodzili do klas, by sprawdzić stan kosza oraz łazienek. W toaletach bowiem było mydło oraz papier. 


A jak wyglądał Wasz pierwszy konwent? Macie jakieś dobre wspomnienia z nim czy może nie za bardzo? Czujcie się wolni do przekazania Waszej wiedzy dla innych.

24.6.16

Rzućmy okiem na ... Ginko. Księżycowy miesiąc

Tytuł: Ginko. Księżycowy miesiąc
Autor: Karolina Michalska
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Ilość stron: 356
Rok wydania: 2013





-"Ginko, wiesz, że masz na sobie sukienkę, prawda? - zapytał Carl (...) - Widać ci majtki.
- Może, ale to ty zrobiłeś się czerwony na twarzy."






Wydawałoby się, że siedemnastoletnia Ginko o przeciętnym wzroście i smukłej sylwetce niczym nie wyróżnia się wśród swoich rówieśników. Ma ona jednak swój mały mroczny sekret. Dobrze widoczne wśród białych włosów, czarne, kocie uszy i ogon, z uporem chowane pod ubraniem przez Sensei – jej nauczycielkę, mistrzynię, ale przede wszystkim jedyną osobę, dzięki której krwawe żądze dziewczyny pozostają pod względną kontrolą. Ukierunkowane na nękające świat demony, specyficzne umiejętności Ginko nieraz pomagają ludziom w opresji, wypełniając przy okazji portfel Sensei. Problemy zaczynają się, gdy uczeń zaczyna przerastać mistrza. (opis z tyłu okładki)

Normalnie nie czytam książek od polskich autorów. Zazwyczaj są one nudne lub źle napisane. Do tej lektury przekonało mnie jedno słowo: „Sensei”. Trochę dziwne, nieprawdaż? Już wyjaśniam. Od jakiegoś czasu biorę się za pisanie fan fiction na temat Naruto i szukałam inspiracji. A jak historia o młodej dziewczynie szukającej mocy nie jest idealna, to nie wiem co.

Akcja rozgrywa się w przyszłości. Cała ludzkość się zjednoczyła, aby walczyć z nowym zagrożeniem. Demonami. Główna bohaterka, Ginko jest dzieckiem ze związku demona (kobiety) z człowiekiem (mężczyzną). Po tym, jak zostaje porzucona przez ojca, spotyka Sensei, która zaczyna ją trenować. Razem wędrują po świecie w poszukiwaniu zleceń do wykonania. Fabuła może nie wydaje się jedyna z swoim rodzaju, jednak po raz pierwszy czytam książkę z taką historią. Początek lektury zapowiadał się dobrze, środek jeszcze lepiej. Niestety ta końcówka … Nie wiem czy to moja wyobraźnia przestała działać czy to przez styl napisania, lecz nie mogłam wyobrazić ostatniej sceny.

Nicole de Vries, czyli prawdziwe imię Ginko, od dziecka wiedziała do czego jest zdolna. Jej ojciec prowadził na niej eksperymenty, więc to nic dziwnego, że go nienawidzi. Dodając jeszcze, iż porzucił swoją córkę, gdy ta miała jedenaście lat, najłatwiej było o nim zapomnieć. Dziewczyna, mimo że jest prawie dorosła, zachowuje się jak dziecko i nie wie, co to wstyd, co prowadzi do zabawnych (i słodkich) zachowań ze strony Carla. A jeśli chodzi o niego … Od początku czułam, że coś będzie pomiędzy nim a główną bohaterką. I zawsze gdy pojawiała się ich scena nie mogłam przestać się uśmiechać głupkowato. Co ja na to poradzę. Shippuje ich. (Jeśli ktoś nie wie, co to znaczy – popierać ich związek) Choć tak naprawdę ich związek nie zakwitnął.

Co mam powiedzieć o Sensei? Jej tylko pieniądze oraz moc w głowie. Może i zachowuje się przyjaźnie (czasami) w stosunku do swojej podopiecznej, to tak naprawdę widzi ją jako małą pomoc do zbierania gotówki. Tak samo, kiedy Ginko zdobyła kokoro (esencja mocy demona w cielesnej formie), to ona próbowała to odzyskać.

Mimo że przeczytałam książkę nadal nie jestem pewna wyboru tytułu. Księżycowy Miesiąc – bohaterowie wspominają coś o fazach księżyca i możliwe, że cała historia dzieję się w jednym miesiącu. Może.

Ta lektura jest typowo fantasy: pełno demonów, wymyślone miasta. Jak widziałam, niektórym nie podoba się fabuła, czy sama Ginko. Ja akurat takie postacie uwielbiam. Postacie, które mogą być dziecinne tak samo, jak poważne. W przeszłości dziewczyna dokonała krwawe decyzje, które są jej wypominane po dzień dzisiejszy. Jednakże ona się zmieniła. Już nie zabija ludzi dla rozrywki.

Trochę mnie zasmucił ten krótki romans. Chciałabym zobaczyć Ginko i Carla razem. Jeśli autorka napisze kolejną książkę, chcę żeby to marzenie się spełniło. 

A wy? Piszecie coś? Jeśli tak, to z czego bierzecie inspiracje?

20.6.16

Rzućmy okiem na ... Alicja i Lustro Zombi

Tytuł: Alicja i Lustro Zombi 
Oryginalny Tytuł: Through the Zombie Glass
Autor: Gena Showalter
Seria: Kronika Białego Królika (tom 2)
Wydawnictwo: Mira albo HarperCollins
Liczba stron: 444
Rok wydania: 2014




-Naprawdę nie rozumiesz, że tak bardzo się boisz stracić ludzi, na których ci zależy, że ich odpychasz od siebie, zanim zdążą wniknąć ci w serce?





W końcu mogłam sięgnąć po drugą część cyklu „Kroniki Białego Królika”. Nie wiem ile czasu czekałam na nią w bibliotece, ale nareszcie ten dzień nadszedł. I na całe szczęście jeszcze coś trochę pamiętałam z poprzedniej części.

W książce „Alicja w Krainie Zombie” Ali Bell spotyka wielkie nieszczęście. Traci całą rodzinę w wypadku samochodowym. Z tego powodu musi zamieszkać u dziadków, zmienić szkołę. Na dodatek poznaje Cole'a, z którym łączy wizje. Dowiaduje się prawdy o świecie. Okazuje się, że jej ojciec miał rację; potwory naprawdę istnieją.

W drugiej części Ali ma poważniejsze problemy. Do miasta przyjeżdżają nowi Zabójcy. Z jednym z nich, Gavinem, dzieli się wizją. Cole nie jest tym zadowolony, ponieważ owa przepowiednia pokazuje tę dwójkę w dość jednoznacznym momencie. Od tej chwili Ali i Cole nie są razem, jednak nadal przyciąga ich do siebie.
Jednakże to nie wszystko. Główną bohaterkę coś wyżera od środka. Nie może znieść myśli, że może stać się jednym z potworów, których tak bardzo nienawidzi. Przez całą książkę szuka rozwiązania, lecz czy naprawdę da się ją uleczyć?

Początek wcale mnie nie zaskoczył. Chyba w większości książkach o miłości podczas drugiej części dochodzi do zerwania. W tej powód był dość banalny, ale rozumiem, dlaczego. Cole nie chce być zranionym, więc woli ranić innych, czyli dziewczyny. Podoba mi się, jak autorka potrafi zrobić napięcie między postaciami. Niby chcą być przyjaciółmi, niby partnerami. Mimo, że Ali zachowuje się jak suka wobec byłego (co mnie czasami wkurzało), to on się nią opiekował. I te sceny, w których Ali, Cole oraz Gavin byli razem – cudo!

Drugie oblicze Ali coraz bardziej próbuje wyjść na zewnątrz, co prowadzi główną bohaterkę do szaleństwa. W pewnym momencie bariera pęka. A.Z. Kontroluje ciało, które łaknie duszy. Ali Bell ma tego dość, poszukuje lekarstwa. Czy spotkanie z nieznajomym to dobry pomysł?


Nie pamiętam za dobrze pierwszej części, jednak tamta książka była lepsza. Co nie znaczy, że „Alicja i Lustro Zombi” jest złe. Nie! Jednakże gdybym miała wybierać, wybrałabym „Alicję w Krainie Zombie”.

16.6.16

Rzućmy okiem na ... Attack on Titan

Tytuł: Attack on Titan
Oryginalny tytuł: Shingeki no Kyojin
Autor: Hajime Isayama
Wydawnictwo: Kodanasha (manga), Wit Studio (anime)
Liczba tomów: 19
Liczba sezonów: 1
Liczba odcinków: 25

 



Pierwszy raz usłyszałam o tym anime podczas oglądania filmików na YouTubie. Wtedy jeszcze nie byłam taka zafascynowana kulturą japońską, jak dzisiaj, więc nie za bardzo obchodziła mnie ta produkcja. Dopiero po roku postanowiłam zobaczyć, o co taki szał. I to wszystko przez mojego brata. To on mi pokazał parodie Ataku Tytanów, a później stronę, na której mogłam obejrzeć anime. Od tego dnia moje życie jest pełno „chińskich bajek”.

O czym jest Attack on Titan? Shingeki no Kyojin jest o odwadze, poświęceniu, przyjaźni, pokonywaniu swoich lęków … I o wielkich, nagich ludkach?

Historię rozpoczynamy w dystrykcie Shiganshiny znajdującym się w obrębie muru Maria. Ta ściana, wraz z Rose i Sina, ochraniają ludzi przed tytanami – ludzko-podobnymi stworzeniami, mającymi od 5 do 17 metrów wysokości. Nie wiadomo dokładnie skąd się wzięli ani jak się rozmnażają. Jedynie wiadomo, że zjadają ludzi, choć nie muszą oraz gdzie zranić, by ich wykończyć.
Eren Jaeger jest naszym głównym bohaterem. Gdy go poznajemy wraz z Mikasą Ackerman i Arminem Arlert, ma pięć lat. Chce zostać członkiem korpusu Zwiadowczego i wyruszyć za mury. Wiadomo, że to jest niebezpieczne, więc każdy mu to odradza.

Spokojne życie mieszkańców Shiganshiny przerywa głośny huk. Przed murem pojawia się tytan przewyższający go (mur ma 50 metrów, a ta istota była wyższa o głowę). Nic dziwnego, że wybuchła panika. Tym bardziej, iż ten tytan zrobił dziurę w murze. A to znaczy zjawiających się innych istot. Wszyscy rzucili się do wyjścia z dystryktu. Ale Eren miał inne priorytety. Biegł w stronę swojego domu, wiedząc, że tam została jego matka. Zastaje ją przygniecioną przez resztki budynku. Raczej nie muszę pisać, jak to się skończyło. Wszystko skończyło się na porzuceniu muru Marie, który też opanowali tytani. W tym dniu Eren zaprzysiągł zemsty.

Dziesięć lat później widzimy naszych bohaterów od razu po szkoleniu. Członkowie 104 składu treningowego muszą wybrać, gdzie chcą przynależeć. Czy chcą ochraniać miasta w obrębie murów czy bronić króla, czy walczyć z tytanami. To nie jest prosty wybór. Kto wybierze najspokojniejszą pracę, a kto podejmie wyzwanie, aby wyzwolić świat ze strachu?

Nie zdziwiłam się, dlaczego był taki szał. To anime łączy w sobie wspaniałą animacje, przepiękny soundtrack oraz świetne stworzone postacie. Chociaż to ostatnie można pogratulować Isayamie, autorze mangi. Gdybyście zobaczyli sceny ze sprzętem do manewru przestrzennego (albo Trójwymiarowym manewr), zrozumielibyście o czym mówię. Tak samo o muzyce. Ludzie mówią, że pierwsza czołówka jest najlepsza. I się z tym zgadzam, tylko nie należy zapominać o drugiej czołówce. Może nie jest już tak dynamiczna i tempo muzyki się zmieniło, jednak jest tak samo dobra, jak inne piosenki. Do tej pory, słuchając całego soundtracka dostaje gęsiej skórki.

Manga nie jest gorsza. To oczywiste, że będą różnice pomiędzy tymi dwoma produkcjami. W mandze postacie wyglądają inaczej, ale to nic dziwnego. Niektóre sceny były inne, niektóre usunięto, a jeszcze inne dodano. Isayama dał nam czas na poznanie, polubienie czy znienawidzenie postaci czego w anime nie doznałam. Oglądając za pierwszym razem Shingeki no Kyojin moje myśli wyglądały tak: „O cześć osobo i kolejna, i kolejna. Aha, aha, a więc to o tym sądzicie.” BUM! „O jak mi przykro. Jak on mógł umrzeć. Ale, przepraszam. Kto to był?” Dopiero za drugim razem zapamiętałam te postacie.

Więc co jest lepsze: manga czy anime? Moja odpowiedź: i to i to. Manga wyjaśnia bardziej historię oraz bohaterów, tymczasem anime, dzięki soundtrackowi i animacji dodaje Shingeki no Kyojin tego „smaczku”. Jeśli chcecie możecie zacząć swoją przygodę z mangą, lecz polecam też obejrzeć anime. 

W jedne z recenzji zauważyłam, że brutalne sceny uznali za wadę. Ja akurat uważam je za zaletę. Dzięki właśnie takim scenom obejrzałam to anime. Wolę widok krwi niż irytującą cenzurę na każdym kroku (tak, o tobie mówię Tokyo Ghoul).


Armin Arlert: Ktoś, kto nie potrafi niczego poświęcić, nie będzie w stanie nic zmienić!

Eren JaegerJeśli wygrasz, przeżyjesz. Jeśli przegrasz, zginiesz. Jeśli nie będziesz walczyć nie możesz wygrać!

12.6.16

Rzućmy okiem na ... Modelka z przypadku

Tytuł: Geek Girl. Modelka z przypadku
Autor: Holly Smale
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 320
Rok wydania: 2015



/geek/
1.<<osoba towarzysko nieobyta i niemodna>>
2.<<osoba zafascynowana konkretnym tematem (zwykle związanym z nauką); obsesyjny entuzjasta jakiejś dziedziny>>
3.<<obraźliwe określenie mola książkowego i kujona>>
4.<<osoba, która sprawdza znaczenie słowa geek w słowniku>>
5.Słowo geek pochodzi od słowa geck, oznaczającego głupca.

Gdy przeczytałam te wyjaśnienie trochę się zdenerwowałam. Dokładnie chodzi o punkt drugi. Jeśli teraz włączysz Google i wpiszesz ten termin, wyskoczą ci inne definicje. Geek to nie to samo co Nerd. Ten pierwszy interesuje się nowoczesną technologią (komputerami), grami czy komiksami, natomiast Nerd – nauka. Może tylko ja tak uważam.

Harriet Manners wie dużo więcej niż przeciętny piętnastolatek. Jest kujonką i z tego powodu nie ma dużo przyjaciół. Mówiąc dokładniej, ma tylko jedną przyjaciółkę oraz stalkera. Wszyscy inni się śmieją z niej. Gdy zostaje zauważona przez człowieka z Infinity Models, międzynarodowej agencji modelek, przyjmuje ofertę, mając nadzieję, że to zmieni nastawienie jej klasy na nią. Niestety będąc taką niezdarą jak Harriet nie można przejść przez świat bez jakiejś gafy. Tym bardziej, że patrzy przystojny Nick.

Modelka z przypadku jest to pierwszy tom z serii Geek Girl. Książka ma w sobie pełno żartów. Serio. Tam każdy ma coś śmiesznego do powiedzenia. Od Geeka Tobiego do wyluzowanego ojca. Ale to dzieło to nie tylko dowcipy. Są w niej poważne momenty, które każdy z nas mógł przeżyć. Kłótnia z przyjaciółką, sprzeczka pomiędzy rodzicami. Wyzwiska ze strony rówieśników. Zawsze gdy ktoś gnębi głównego bohatera mam ochotę wskoczyć do książki i pokazać mu gdzie raki zimują. Tak też miałam z tą historią. Alexa Roberts z nieznanego powodu nienawidzi Harriet i na każdym kroku próbuje ją poniżyć.

Nagle zdaję sobie sprawę, że nie było żadnej transformacji. Nazywam się Harriet Manners i jestem geekiem. I to wcale nie jest takie złe.”

Ta książka to nie tylko kolejna historia o niepopularnej dziewczynie zdobywającej chłopaka. O nie! Geek Girl uczy, jak sobie radzić z innymi, jak kroczyć przez życie nie zmieniając się w robota bez uczuć. Natomiast w książce nie podobało mi się, jak główna bohaterka mówi te wszystkie mądre rzeczy, jakby chciała, żeby uważali ją za mądrą. Albo jak zmusza przyjaciółkę do oglądania filmów dokumentalnych. Ale taki jest jej charakter – nie każdy musi mi się podobać. Ojciec Harriet nie zachowuje się jak dorosły. W jednym z rozdziałów on ciągle mruczy, że jeśli Harriet chce iść na imprezę to może pójść, lecz tak naprawdę to o niego chodziło. Ugh... Choć ta jedna scena z nim to wybaczyła.

I jeśli chodzi o związek Harriet i Nicka … Mam mieszane uczucia. Ich pierwsze spotkanie było zabawne (oczywiście) i słodkie, ale nic poza tym. Za mało czasu dała autorka, żeby „zbadać” czy są dla siebie odpowiedni.


9.6.16

Rzućmy okiem na ... Zwierzogród

Tytuł: Zwierzogród
Oryginalny tytuł: Zootopia
Wytwórnia: Walt Disney Pictures
Rok produkcji: 2016








Już od kiedy trailer tego filmu pojawił się w internecie miałam ochotę obejrzeć go. Szczerze, to nawet nie zerknęłam na zwiastun. Wystarczyły gify leniwców. W końcu po czterech miesiącach udało mi się go obejrzeć.

Pierwsza scena wyjaśnia nam jakimi regułami rządzi świat zwierząt. Wszyscy żyją ze sobą w zgodzie. Judy Hops, nasza główna bohaterka jest małym króliczkiem z wielkim marzeniem. Chce zostać policjantem i zmienić świat na lepszy. Nawet gdy rodzice są sceptycznie do tego nastawieni i wolą by ich córka sprzedawała marchewki, Judy dąży do spełnienia swojego marzenia. Kończy szkołę policyjną, jako najlepsza w klasie, a następnie dostaje posadę w mieście Zwierzogród. Tylko nie wszystko idzie po jej myśli. Szef Bogo przydzielił ją do … Pilnowania parkometrów. Wiadomo, jaką minę miał nasz króliczek.

Wtedy poznajemy Nicka, chytrego liska, zajmującego się swoją (niekoniecznie legalną) pracą. Będę szczera, gdyby był człowiekiem na 100% bym się w nim zakochała. Uwielbiam jego miny oraz charakter. Jednak Hops miała inne zdanie o nim niż ja. Aż do czasu …

Judy Hops jest tą postacią, którą każdy chciałby zostać. Jest słodka i urocza, ale także uparta, pracowita i nie da sobie w kaszę dmuchać. Dąży do celu nawet kiedy nikt ją nie wspiera. Uczy się na błędach. Ona woli zrezygnować z posady niż żyć w kłamstwie, okłamywać wszystkich.

Zwierzogród (albo Zootopia – dla tych, którzy wolą angielską wersję) jest najlepszym filmem animowanym tego roku. Zazwyczaj nie oglądam filmów Disneya ze względu na piosenki, co 10 minut, więc na całe szczęście nie uwzględnili tego w nowej produkcji. Gdy Judy jechała do Zwierzogródu leciała muzyka i to nawet mi się spodobała. Shakira jako Gazelle nie wnosiła zbytnio do fabuły, lecz też nie irytowała.

Chciałabym też wspomnieć, iż przez film przewijały się nawiązania do innych produkcji, takich jak Ojciec Chrzestny czy Breaking Bad (na pewno ktoś to dostrzegł).


"- Jaka miękka!
 - Hej!
 - Inne owce przede mną uciekają
 - To może ją od razu ogolisz, co?
 - Jak wata cukrowa!
 - Przestań"


A Wy? Co sądzicie o tym filmie? Jaki jest Wasz ulubiony cytat?


6.6.16

Rzućmy okiem na ... #Me

Tytuł: #Me
Autor: Joanna Fabicka
Wydawnictwo: YA!
Liczba stron: 208
Rok wydania: 2016















Zazwyczaj nie czytam takich książek, jednak pewna osoba zachwalała ją. Więc dałam jej szanse. A co tam! I się nie zawiodłam. Nie ma w niej czarodziei, wampirów czy innych istot fantastycznych, ale mi się spodobała.

#Me opowiada o życiu Sary Krawczyk, piętnastoletniej dziewczynie, ukrywającej się w za dużych ubraniach. Jej historię zapoznajemy na początku roku szkolnego, gdzie Sara miała mały wypadek z wychowawcą. Dziewczyna nie była lubiana w szkole, więc nic dziwnego, że chciała się przypodobać innym. Do tego jeszcze dochodzi atrakcyjna dziennikarka Ewa, która tylko, jak może zaniża samoocenę głównej bohaterki. Niestety, ta oto kobieta też jest alkoholiczką.

Autorka ukazuje prawdziwe życie dzieci, które przeżywają ten koszmar. Strach przed pijanym rodzicem. Strach przed utratą. Strach przed prawdą. Nigdy się nie wie czy rodzic wróci cały do domu czy nie zobaczy go któryś z sąsiadów. Nawet kiedy przestaje pić jest obawa o następne dni. Kiedy znowu zacznie? Kiedy przestanie już na dobre? Czy kiedykolwiek przestanie?

Sara próbuje normalnie żyć, choć sama musi o wszystko dbać. Poznaje ludzi, których powoli obdarza zaufaniem. Poznaje prawdę o swoim ojcu. Z wielkim trudem nie daje depresji czy bezradności się zeżreć. To pokazuje, jak twardy może stać się człowiek.

#Me daje nadzieję, że zawsze po burzy musi nastąpić tęcza. I że zawsze znajdzie się osoba, która się wesprze.

Zazwyczaj, gdy czytam książki polskich autorów mam trudności z doprowadzeniem jej do końca, lecz tym razem przeczytałam ją w jeden dzień. Jest łatwo napisana, szybko się ją czyta … Ale! Jest ona przeznaczona dla nastolatków. Pełno w niej zwrotów potocznych oraz angielskich. Więc jeśli Ci to nie przeszkadza, możesz dać szansę tej książce.