Tytuł: Shadowhunters
Studio: Constantin Film
Kraj: USA
Lata Produkcji: 2016 - 2019
Na podstawie: Dary Anioła - Cassandra Clare
Liczba Sezonów: 3
Liczba Odcinków: 53
Pamiętam, jak z rok albo dwa lata temu obejrzałam pierwszy odcinek Shadowhunters. To trwało może z dziesięć minut, ponieważ z jakiegoś powodu nie zachwycił mnie.
Miesiąc temu postanowiłam dać mu kolejną szansę.
I się zakochałam.
Clary Fray była zwykłą dziewczyną ze zwykłym życiem. Dopóki nie skończyła osiemnastu lat. Wchodząc do klubu nie spodziewała się, że wszystko, co wiedziała legnie w gruzach. Poznaje Jace'a, Aleca i Isabelle. Dowiaduje się także o świecie Świecie Cieni. Wampiry, wilkołaki i czarodzieje istnieją naprawdę. Nocni Łowcy chronią ludzi przed demonami. I wygląda na to, że Clary jest jedną z nich. Kiedy jej matka zostaje uprowadzona, musi podjąć niebezpieczną podróż, aby ją odnaleźć.
Od muzyki, przez choreografię walk i efekty specjalne, do postaci - pokochałam wszystko. Nie wiedziałam, że mogę się zakochać w tylu męskich bohaterach (w damskich zresztą też). Ten serial posiada wszystko to co uwielbiam: magię, fantastyczne rasy, słodką miłość (Malec my OTP), czy badass kobiety. Isabelle potrafi zabić demona, wyglądając elegancko.
I wielką chęcią oglądam wywiady aktorów. Nie potrafię się nie uśmiechać przy nich.
Shadowhunters bardzo się różni od książki, Dary Anioła, który jest na jej podstawie oraz od filmu. Książkę dopiero, co zaczęłam, jednak już widzę te różnice. Film obejrzałam, ale nie zafascynował mnie jak serial. Porównywanie tych dwóch ekranizacji jest trochę nie fair, ponieważ mimo tych samych bohaterów i mniej więcej fabuły, powinny być uważane za własną produkcję.
Inne seriale, które są adaptacją książek wyglądają zupełnie inaczej. Mówię między innymi o Pamiętnikach Wampirów czy Słodkich Kłamstewkach. Znam obie wersję i wolę ich ekranizację.
Niestety trzeci sezon Shadowhunters będzie ostatnim, więc strasznie ubolewam nad tym.
Uwielbiam ten serial i mam nadzieję, że będę tak samo kochać książkę i że będę wracała do tych dwóch w przyszłości.
Clary: Nic mu nie będzie?
Magnus: Nie wiem. Zazwyczaj też tak leży bez ruchu?
A Wy którą wersję wolicie?
17.11.18
3.9.18
Rzućmy Okiem na ... Dożywocie
Tytuł: Dożywocie
Autor: Marta Kisiel
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba Stron: 376
Rok Wydania: 2015
"- Urżnąłeś mi anioła [...]. Mojego osobistego anioła moją osobistą wiśniówką na moim osobistym drzewie przed moim osobistym domem."
Początkujący pisarz dziedziczy dom razem z zamieszkującymi go dożywotnikami. Wszystko mogłoby być pięknie, gdyby nie fakt, że w gotyckiej willi znajduje: naiwnego anioła, rozmiłowanego w gotowaniu morskiego potwora, widmo romantycznego poety, cztery utopce, kotkę o bardzo ostrych pazurach oraz dziwnego królika! Jeden człowiek nie podoła tej ferajnie – szaleństwo czai się za progiem!
Dożywocie to moja pierwsza styczność z Martą Kisiel i na pewno nie ostatnią (przeczytałam ostatnio Nomen Omen, więc możecie oczekiwać recenzji na ten temat). Czytałam tę książkę podczas wyjazdu, więc mogłam ją czytać godzinę (może nawet nie) dziennie. I może dlatego na początku nie mogłam "wejść w historię", jeśli mnie rozumiecie. Czytałam, bo nie miałam nic lepszego do roboty podczas deszczowej pogody. Ale w połowie książki coś kliknęło. Byłam niezwykle zainteresowana bohaterami i co oni dalej wymyślą.
Coś Wam powiem: Wszyscy tam są szalenie kochani. Szaleni, irytujący, słodcy. I kochani.
Konrad Romańczuk dostaje w spadku po dalekim, dalekim krewnym gotycki dom z wieżyczką. Natomiast nie wiedział, że wraz z Lichotką (nazwa tej willi) dostaje też interesujących współlokatorów. Licho - aniołek uwielbiający sprzątać; Szczęsny - pisarz-widmo, który w wolnym czasie robi na drutach. Krakers - żyjący w piwnicy kucharz o ośmiu mackach. Cztery Utopce w jeziorku. Zmora - wredny kocur oraz różowy królik.
I jak tu nie oszaleć?
I jak tu się nudzić?
Mimo, że początek mi się dłużył, to pokochałam tę książkę. Pokochałam wszystkich bohaterów (nawet Szczęsnego), a gdy historia się kończyła, miałam ochotę płakać. Nie myślałam, że autorka może wymyślić coś takiego. Moje biedne Licho.
Język, który użyła pani Kisiel był lekki i zabawny. Zauważyłam, że coraz więcej polskich pisarzy używa tego stylu. Co mi pasuje. Normalnie czytam książki, gdzie narrator jest ... zazwyczaj poważny. Więc taka zmiana mi odpowiada.
I po przeczytaniu kolejnego dzieła Marty Kisiel mogę bez problemu stwierdzić, że jej styl się nie zmienił.
Jeżeli lubicie czytać takie luźne historie z elementem fantasy, musicie przeczytać Dożywocie. Mam nadzieję, że spodoba Wam się tak bardzo jak mnie.
Moja Ocena: 9/10
26.8.18
Rzućmy Okiem na ... Urok Grace'ów
Tytuł: Urok Grace'ów
Oryginalny Tytuł: The Graces
Autor: Laure Eve
Wydawnictwo: Feeria Young
Liczba Stron: 408
Rok Wydania: 2017
"Nie wydawało mi się, żeby magia mogła być zła. To zależało od posługującej się nią osoby, nie od samej magii. Była jak nóż. Nieruchomy, dopóki ktoś nie wywrze na nim własnej woli (...). Może służyć do rozcięcia komuś więzów - lub do zabicia go."
Pierwsza reguła w świecie magii Grace`ów mówi: jeśli bardzo, ale to bardzo czegoś pragniesz, to się wydarzy. Nieważne, za jaką cenę.
W tym liceum rządzi rodzeństwo Grace`ów: Summer, Thalia i Fenrin. Między nimi a resztą świata istnieje nieprzekraczalny dystans; krążą plotki, że znają się na czarach. Cała szkoła desperacko pragnie znaleźć się w orbicie zainteresowań tej trójki, ale niewielu dostępuje tego zaszczytu, a jeśli już, to na krótko.
River, nowa, samotna dziewczyna, także marzy o tym, by Grace`owie ją zauważyli. Nieokiełznana natura i tajemnicza aura rodzeństwa przyciągają ją jak magnes. Ona również chciałaby stać się częścią tej magii.
Nikt się nie domyśla, że River także skrywa mroczny sekret. Co powstanie w wyniku połączenia takich osobowości... i mocy? I jak niszczycielskie się okaże?
Do przeczytania tej książki zachęciła mnie okładka. Bardzo mi się podoba. Jest taka prosta i magiczna. Uwielbiam historię z magią i czarami, więc aż musiałam ją wypożyczyć z biblioteki. Niestety, jeśli chodzi o całą treść byłam rozczarowana.
River (która nie podaje nam prawdziwego imienia - to jest wymyślone przez nią) jest nowa w szkole, w której rodzeństwo Grace'ów jest uznawane za "celebrytów". I każdy chce być w ich kręgu - wraz z naszą bohaterką. Ale co to? Wśród uczniów chodzi plotka, że cała ich rodzina uprawia magię. River robi wszystko, żeby wkupić się w ich progi. I jeszcze jedno. Fenrin to niezłe ciacho.
Początek książki nawet mi się podobał. Dopiero co poznawałam świat i postacie. Nawet polubiłam River oraz Summer. I wtedy wszystko poszło się ... River dostała obsesji na punkcie Grace'ów i ich magii. "Kochała się" w Fenrinie, chociaż oprócz wspominania o tym, nic z tym nie robiła. I ten jego sekret przewidywałam o wiele wcześniej.
Przyjaźń River z Summer była słodka. Nawet w pewnym momencie miałam nadzieję, że skończą razem. Toby było lepsze niż związek z River i Fenrisem. Naprawdę.
Historia aż do końcowych rozdziałów, była nudna jak flaki z olejem. Nic się nie działo. Dopiero, jak wspomniałam, na końcu coś zaczęło się dziać. Znienawidziłam Grace'ów, było mi przykro River oraz krzyczałam na logikę. Bo przecież nie można kogoś wskrzesić bez żadnych skutków ubocznych. No, może o tym jest wspomniane w drugim tomie. Ale się nie dowiem, bo nie zamierzam go przeczytać.
W książce głównym problemem rodziny Grace'ów jest klątwa, przez którą nie mogą być w dłuższym związku z normalnym człowiekiem, ale ten wątek prowadzi donikąd.
Ja tej historii nie polubiłam, jednak może ktoś, kto zwykle czytuje spokojniejsze książki, da lepszą ocenę. Urok Grace'ów nie jest dla mnie, więc moja opinia może być poniżej średniej.
Oryginalny Tytuł: The Graces
Autor: Laure Eve
Wydawnictwo: Feeria Young
Liczba Stron: 408
Rok Wydania: 2017
"Nie wydawało mi się, żeby magia mogła być zła. To zależało od posługującej się nią osoby, nie od samej magii. Była jak nóż. Nieruchomy, dopóki ktoś nie wywrze na nim własnej woli (...). Może służyć do rozcięcia komuś więzów - lub do zabicia go."
Pierwsza reguła w świecie magii Grace`ów mówi: jeśli bardzo, ale to bardzo czegoś pragniesz, to się wydarzy. Nieważne, za jaką cenę.
W tym liceum rządzi rodzeństwo Grace`ów: Summer, Thalia i Fenrin. Między nimi a resztą świata istnieje nieprzekraczalny dystans; krążą plotki, że znają się na czarach. Cała szkoła desperacko pragnie znaleźć się w orbicie zainteresowań tej trójki, ale niewielu dostępuje tego zaszczytu, a jeśli już, to na krótko.
River, nowa, samotna dziewczyna, także marzy o tym, by Grace`owie ją zauważyli. Nieokiełznana natura i tajemnicza aura rodzeństwa przyciągają ją jak magnes. Ona również chciałaby stać się częścią tej magii.
Nikt się nie domyśla, że River także skrywa mroczny sekret. Co powstanie w wyniku połączenia takich osobowości... i mocy? I jak niszczycielskie się okaże?
Do przeczytania tej książki zachęciła mnie okładka. Bardzo mi się podoba. Jest taka prosta i magiczna. Uwielbiam historię z magią i czarami, więc aż musiałam ją wypożyczyć z biblioteki. Niestety, jeśli chodzi o całą treść byłam rozczarowana.
River (która nie podaje nam prawdziwego imienia - to jest wymyślone przez nią) jest nowa w szkole, w której rodzeństwo Grace'ów jest uznawane za "celebrytów". I każdy chce być w ich kręgu - wraz z naszą bohaterką. Ale co to? Wśród uczniów chodzi plotka, że cała ich rodzina uprawia magię. River robi wszystko, żeby wkupić się w ich progi. I jeszcze jedno. Fenrin to niezłe ciacho.
Początek książki nawet mi się podobał. Dopiero co poznawałam świat i postacie. Nawet polubiłam River oraz Summer. I wtedy wszystko poszło się ... River dostała obsesji na punkcie Grace'ów i ich magii. "Kochała się" w Fenrinie, chociaż oprócz wspominania o tym, nic z tym nie robiła. I ten jego sekret przewidywałam o wiele wcześniej.
Przyjaźń River z Summer była słodka. Nawet w pewnym momencie miałam nadzieję, że skończą razem. Toby było lepsze niż związek z River i Fenrisem. Naprawdę.
Historia aż do końcowych rozdziałów, była nudna jak flaki z olejem. Nic się nie działo. Dopiero, jak wspomniałam, na końcu coś zaczęło się dziać. Znienawidziłam Grace'ów, było mi przykro River oraz krzyczałam na logikę. Bo przecież nie można kogoś wskrzesić bez żadnych skutków ubocznych. No, może o tym jest wspomniane w drugim tomie. Ale się nie dowiem, bo nie zamierzam go przeczytać.
W książce głównym problemem rodziny Grace'ów jest klątwa, przez którą nie mogą być w dłuższym związku z normalnym człowiekiem, ale ten wątek prowadzi donikąd.
Ja tej historii nie polubiłam, jednak może ktoś, kto zwykle czytuje spokojniejsze książki, da lepszą ocenę. Urok Grace'ów nie jest dla mnie, więc moja opinia może być poniżej średniej.
Moja ocena: 3/10
22.4.18
5 piosenek - Kwiecień
W tym miesiącu mam pięć kolejnych piosenek, których słucham w tym miesiącu. Oczywiście wybrałam tylko tyle, ponieważ nie chcę, żeby ta lista była jakaś długa. Dajcie znać, czy któraś z nich Wam się spodobała. I czy mam kontynuować tę serię postów.
1. Ledger - Not Dead Yet
2. Discrepancies - Get Hype
3. Panic! at the Disco - Say Amen (Saturday Night)
4. Phrenia - Perspectives
5. t.A.T.u. - All The Things She Said (Halflives cover feat. Mercedes from Courage My Love)
1. Ledger - Not Dead Yet
But I'm not dead yet, so watch me burn. Go trying, lying, you're so sure. I may be broken, but I'm not done. I'll go burning this breath in my lungs. 'Cause I'm not dead yet
2. Discrepancies - Get Hype
Get hype! Get loud! Hand in the air, let them know it's going down. Get pumped! Get loose! But hold on tight, 'cause we're tearing of the roof.
3. Panic! at the Disco - Say Amen (Saturday Night)
I pray for the wicked on the weekend. Mama, can I get another amen?. Oh, oh, it's. Saturday night, yeah. Swear to God, I ain't ever gonna repent. Mama, can I get another amen?. Oh, oh, it's Saturday night, yeah
4. Phrenia - Perspectives
Nobody is perfect. It's all about perspectives. You can't fix what isn't broken. Better be prepared to deal with it. Nothing feels right when we're so alone. And nothing feels real when you're not at home. I know it's so far apart. But together we can win this war
5. t.A.T.u. - All The Things She Said (Halflives cover feat. Mercedes from Courage My Love)
Mom they're looking at me. Tell me what do you see?. Yes, I've lost my mind. Dad they're looking at me. Will I ever be free?. Have I crossed the line?
16.4.18
Rzućmy okiem na ... Fantastyczne Zwierzęta i Jak Je Znaleźć
Tytuł: Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć
Oryginalny Tytuł: Fantastic Beasts and Where to Find Them
Reżyseria: David Yates
Wytwórnia: Heyday Films, Warner Bros.
Kraj: USA/UK
Rok Produkcji: 2016
"Nie sądzę, że śnię. Mój mózg nie wymyśliłby tego wszystkiego."
W końcu znalazłam czas (i chęć) na obejrzenie Fantastycznych Zwierząt. Po 2 latach! I będąc szczerą, po premierze ten film jakoś mnie nie pociągał, dlatego minęło tyle czasu zanim go zobaczyłam. Film, który ma mieć aż pięć części, na podstawie podręcznika. Jeszcze wtedy nie wiedziałam zbyt dużo o fabule, ale w internecie było mnóstwo zdjęć i gifów. I będąc fanką Harrego Pottera, bałam się, że ten film jakoś zepsuje tę magię albo nie będzie taki dobry, jakim go reklamują. Ale na całe szczęście się myliłam.
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć rozgrywa się siedemdziesiąt lat przed historią Harrego. Głównym bohaterem jest Newt Skamander (autor podręcznika, z którego będą korzystać uczniowie Hogwartu). Brytyjki czarodziej, który właśnie trafił do Nowego Jorku. Zawsze ma ze sobą walizkę, będącym domem dla fantastycznych zwierząt. I niektóre z nich narobią niezłych kłopotów. Jak na przykład Niuchacz - czarne, podobne do dziobaka zwierzątko, które uwielbia wszystko, co świeci.
Po drodze spotykamy także Tinę Goldstein (byłą Aurorkę, ciągle łapie Newta na przesłuchania), Queenie Goldstein (jej siostrę, świetna w legilimencji) oraz Jacoba Kowalskiego (mugol [albo nie-mag], który tylko chciał kredytu na swoją piekarnię). I oczywiście w historii też jest coś o Grindelwaldzie.
Ten film przypomniał mi, dlaczego tak uwielbiam Harrego Pottera i cały jego świat. Magia, różdżki, magiczne stworzenia, ciekawi bohaterowie.
Zakochałam się w historii, w Newcie i we wszystkich stworzeniach.
Jedyne, co mi się nie podobało to takie-jakby początki romansu pomiędzy Newtem a Tiną. Nic nie mam do tych postaci, tylko nie widzę ich razem ze sobą. Mam nadzieję, że w przyszłych częściach zostaną tylko przyjaciółmi. Albo zrobią coś, co pomoże mi zmienić zdanie.
I jestem ciekawa, jak rozwinie się postać Credenca, który nie miał zbyt wesołego życia.
Niepotrzebnie bałam się obejrzeć tego filmu. Nie pogorszył mojego postrzegania na magiczny świat Harrego Pottera. Ba, nawet go trochę poprawił. Mogłam się mniej więcej dowiedzieć o Szkole Magii w Ameryce i poznać jak Amerykańscy czarodzieje widzą niemagicznych.
Oryginalny Tytuł: Fantastic Beasts and Where to Find Them
Reżyseria: David Yates
Wytwórnia: Heyday Films, Warner Bros.
Kraj: USA/UK
Rok Produkcji: 2016
"Nie sądzę, że śnię. Mój mózg nie wymyśliłby tego wszystkiego."
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć rozgrywa się siedemdziesiąt lat przed historią Harrego. Głównym bohaterem jest Newt Skamander (autor podręcznika, z którego będą korzystać uczniowie Hogwartu). Brytyjki czarodziej, który właśnie trafił do Nowego Jorku. Zawsze ma ze sobą walizkę, będącym domem dla fantastycznych zwierząt. I niektóre z nich narobią niezłych kłopotów. Jak na przykład Niuchacz - czarne, podobne do dziobaka zwierzątko, które uwielbia wszystko, co świeci.
Po drodze spotykamy także Tinę Goldstein (byłą Aurorkę, ciągle łapie Newta na przesłuchania), Queenie Goldstein (jej siostrę, świetna w legilimencji) oraz Jacoba Kowalskiego (mugol [albo nie-mag], który tylko chciał kredytu na swoją piekarnię). I oczywiście w historii też jest coś o Grindelwaldzie.
Ten film przypomniał mi, dlaczego tak uwielbiam Harrego Pottera i cały jego świat. Magia, różdżki, magiczne stworzenia, ciekawi bohaterowie.
Zakochałam się w historii, w Newcie i we wszystkich stworzeniach.
Jedyne, co mi się nie podobało to takie-jakby początki romansu pomiędzy Newtem a Tiną. Nic nie mam do tych postaci, tylko nie widzę ich razem ze sobą. Mam nadzieję, że w przyszłych częściach zostaną tylko przyjaciółmi. Albo zrobią coś, co pomoże mi zmienić zdanie.
I jestem ciekawa, jak rozwinie się postać Credenca, który nie miał zbyt wesołego życia.
Niepotrzebnie bałam się obejrzeć tego filmu. Nie pogorszył mojego postrzegania na magiczny świat Harrego Pottera. Ba, nawet go trochę poprawił. Mogłam się mniej więcej dowiedzieć o Szkole Magii w Ameryce i poznać jak Amerykańscy czarodzieje widzą niemagicznych.
Moja ocena: 10/10
17.3.18
5 Piosenek, których nie mogę przestać słuchać - Luty/Marzec
Muzyka to całe moje życie. Słucham jej, gdy chodzę po mieście, sprzątam, czytam czy tylko przeglądam najnowsze memy. Od czasu do czasu mam taką potrzebę na nowe piosenki. I niedawno właśnie przesłuchałam z pięćdziesiąt nowych utworów (choć niektóre były z zespołów, które już znałam).
Dzisiaj przestawię Wam 5 piosenek, które chwyciły mnie za serce i każą mi ich słuchać w kółko i kółko.
1. Thousand Foot Krutch - Take It Out on Me
Najbardziej kocham refren w tej piosence. Myślę, że mówi o tym, że lepiej wyładować negatywne emocje niż trzymać je w sobie. Że nie wszystko może pójść po twojej myśli.
2. Crown the Empire - Machines
Piosenka mówi, że ludzie nie są maszynami. Ludzie nie myślą tak samo, mają różne zdania, opinie. Różne marzenia, których boją się spełniać. "Where will you run, when there's no place left for you to hide? Will you stand for the future and swallow your pride?" ("Gdzie uciekniesz, gdy nie będzie już miejsca dla ciebie do ukrycia się? Czy będziesz stał za przyszłość i przełkniesz swoją dumę?"). Nie bójmy się marzyć! Nie bójmy się iść za tymi marzeniami, nawet jeśli nikt w nas nie wierzy!
3. Palaye Royale - Cemeteries No 01 (running)
No co...? Uwielbiam Fall Out Boy oraz Panic! At the Disco, więc nic dziwnego, że pokochałam ten remix. Na swojej playliście mam też inne mieszanki tych zespołów. Emo we mnie cieszy się, gdy słyszę tę piosenkę.
5. State of Mine - Rise
Rise oryginalnie był utworem Katy Perry (nie wiedziałabym o tym, gdyby nie jeden komentarz pod filmikiem). Odsłuchałam dwóch wersji i muszę przyznać, że State fo Mine się postarało. Wolę tę przeróbkę (bo bardziej rockowa?) niż oryginał. Piosenka jest z tych "motywacyjnych". "Victory is in your veins. You know it and you will not negotiate. Just fight it." ("Zwycięstwo płynie w moich żyłach. Wiem to. I nie będę negocjować. Będę z tym walczyć."). Nie wątp w siebie. Jesteś skazany na sukces, jeśli będziesz walczyć o to, w co wierzysz. Niektórzy będą próbowali cię powstrzymać, zmienił zdanie. Musisz się podnieść i trwać w tym. "Don't be surprised. I will still rise!"
Próbowałam, jak najlepiej wyjaśnić, dlaczego zamieściłam te piosenki na tej liście. Ale chyba wyszło, jak wyszło. W przyszłości postaram się bardziej.
Jak Wam się podobają te utwory? Jakie są Wasze ulubione piosenki w tym miesiącu? Albo w ogóle?
Dzisiaj przestawię Wam 5 piosenek, które chwyciły mnie za serce i każą mi ich słuchać w kółko i kółko.
1. Thousand Foot Krutch - Take It Out on Me
Najbardziej kocham refren w tej piosence. Myślę, że mówi o tym, że lepiej wyładować negatywne emocje niż trzymać je w sobie. Że nie wszystko może pójść po twojej myśli.
2. Crown the Empire - Machines
Piosenka mówi, że ludzie nie są maszynami. Ludzie nie myślą tak samo, mają różne zdania, opinie. Różne marzenia, których boją się spełniać. "Where will you run, when there's no place left for you to hide? Will you stand for the future and swallow your pride?" ("Gdzie uciekniesz, gdy nie będzie już miejsca dla ciebie do ukrycia się? Czy będziesz stał za przyszłość i przełkniesz swoją dumę?"). Nie bójmy się marzyć! Nie bójmy się iść za tymi marzeniami, nawet jeśli nikt w nas nie wierzy!
3. Palaye Royale - Cemeteries No 01 (running)
W tej piosence najbardziej spodobała mi się muzyka. Na drugim miejscu - fragment teksu "running, running, running. Don't stop me. Take in, take in, take in. Cuz I'm running, running, running. Don't stop me. Take me away" Nie wiem, czemu akurat ten kawałek, ale w połączeniu z rytmem jakoś na mnie podziałał.
4. Miss Fourth Of July [Mashup] - Panic! At The Disco & Fall Out Boy
No co...? Uwielbiam Fall Out Boy oraz Panic! At the Disco, więc nic dziwnego, że pokochałam ten remix. Na swojej playliście mam też inne mieszanki tych zespołów. Emo we mnie cieszy się, gdy słyszę tę piosenkę.
5. State of Mine - Rise
Rise oryginalnie był utworem Katy Perry (nie wiedziałabym o tym, gdyby nie jeden komentarz pod filmikiem). Odsłuchałam dwóch wersji i muszę przyznać, że State fo Mine się postarało. Wolę tę przeróbkę (bo bardziej rockowa?) niż oryginał. Piosenka jest z tych "motywacyjnych". "Victory is in your veins. You know it and you will not negotiate. Just fight it." ("Zwycięstwo płynie w moich żyłach. Wiem to. I nie będę negocjować. Będę z tym walczyć."). Nie wątp w siebie. Jesteś skazany na sukces, jeśli będziesz walczyć o to, w co wierzysz. Niektórzy będą próbowali cię powstrzymać, zmienił zdanie. Musisz się podnieść i trwać w tym. "Don't be surprised. I will still rise!"
Próbowałam, jak najlepiej wyjaśnić, dlaczego zamieściłam te piosenki na tej liście. Ale chyba wyszło, jak wyszło. W przyszłości postaram się bardziej.
Jak Wam się podobają te utwory? Jakie są Wasze ulubione piosenki w tym miesiącu? Albo w ogóle?
5.3.18
Rzućmy okiem na ... Kruk
Tytuł: Kruk
Oryginalny Tytuł: Nevermore
Autor: Kelly Creagh
Seria: Nevermore
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 456
Data wydania: 9 listopada 2011
"Ale tęsknota za tymi, których kiedyś kochaliśmy i mieliśmy przy sobie, lecz nigdy więcej ich nie przytulimy - ciągnął - to zupełnie nieznośna udręka".
Ja chyba jestem już za stara na takie książki. Chodzi mi o zachowanie niektórych bohaterów. Mają oni szesnaście lat - i na takich się zachowują, więc rozumiem, ale jednocześnie mnie to czasami denerwowało.
Isobel Lanley to popularna dziewczyna w szkole. Jest kapitanem szkolnej drużyny cheerleaderek. Varen Nethers to typowy got: czarne włosy, za długa grzywka, kolczyki. Nie jest zbyt lubiany i odzywa się tylko wtedy, gdy musi. Dwa różne światy.
Isobel zostaje przydzielony Varen do projektu z literatury. Żadne z nich nie jest tym zadowolone, jednak ocenę trzeba dostać. Tylko im więcej czasu przebywają razem, tym Isobel głębiej wchodzi w mroczny świat, który otacza Varena. Dziewczyna widzi więcej niż zwyczajny człowiek. Śni o czymś innym niż zwyczajny człowiek. I musi walczyć z czymś, co nigdy w życiu nie widziała.
Jak już wspomniałam powyżej: miałam ochotę krzyczeć na niektóre rzeczy, co robiła główna bohaterka. Wolała milczeć i dostać szlaban niż po prostu powiedzieć rodzicom, że, na przykład, musi zrobić projekt z kolegą z klasy i dlatego wróciła późno do domu. Ale musiałam sobie przypominać, że Isobel ma szesnaście lat i nikt w takim wieku nic nie mówił rodzicom.
Jeśli chodzi o resztę postaci, też czasami się dziwiłam, dlaczego coś robią. Jednak były w porządku, zachowywały się, jak prawdziwe nastolatki.
Cała historia jest zainspirowana twórczością Edgara Allana Poego. I nic do gościa nie mam, jednak gdy Isobel czytała fragment którejś jego pracy (nie pamiętam tytułu), to było to takie nudne, że po prostu przeszłam do kolejnej części. Podobnie było z końcówką książki, gdy przemierzała przez te wszystkie korytarze. Nie wiem, czy to było z powodu, w jaki sposób autorka opisała zdarzenie, czy to ja nie mogłam się wczuć w historię.
Książka sama w sobie była przyjemną lekturą. Bardzo spodobał mi się Varen oraz jego sekret. I relacja pomiędzy Isobel a Dannym. Zachowywali się, jak prawdziwe rodzeństwo: sprzeczali się, ignorowali, ale gdy nadarzyła się okazja - pomagali sobie.
Oryginalny Tytuł: Nevermore
Autor: Kelly Creagh
Seria: Nevermore
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 456
Data wydania: 9 listopada 2011
"Ale tęsknota za tymi, których kiedyś kochaliśmy i mieliśmy przy sobie, lecz nigdy więcej ich nie przytulimy - ciągnął - to zupełnie nieznośna udręka".
Ja chyba jestem już za stara na takie książki. Chodzi mi o zachowanie niektórych bohaterów. Mają oni szesnaście lat - i na takich się zachowują, więc rozumiem, ale jednocześnie mnie to czasami denerwowało.
Isobel Lanley to popularna dziewczyna w szkole. Jest kapitanem szkolnej drużyny cheerleaderek. Varen Nethers to typowy got: czarne włosy, za długa grzywka, kolczyki. Nie jest zbyt lubiany i odzywa się tylko wtedy, gdy musi. Dwa różne światy.
Isobel zostaje przydzielony Varen do projektu z literatury. Żadne z nich nie jest tym zadowolone, jednak ocenę trzeba dostać. Tylko im więcej czasu przebywają razem, tym Isobel głębiej wchodzi w mroczny świat, który otacza Varena. Dziewczyna widzi więcej niż zwyczajny człowiek. Śni o czymś innym niż zwyczajny człowiek. I musi walczyć z czymś, co nigdy w życiu nie widziała.
Jak już wspomniałam powyżej: miałam ochotę krzyczeć na niektóre rzeczy, co robiła główna bohaterka. Wolała milczeć i dostać szlaban niż po prostu powiedzieć rodzicom, że, na przykład, musi zrobić projekt z kolegą z klasy i dlatego wróciła późno do domu. Ale musiałam sobie przypominać, że Isobel ma szesnaście lat i nikt w takim wieku nic nie mówił rodzicom.
Jeśli chodzi o resztę postaci, też czasami się dziwiłam, dlaczego coś robią. Jednak były w porządku, zachowywały się, jak prawdziwe nastolatki.
Cała historia jest zainspirowana twórczością Edgara Allana Poego. I nic do gościa nie mam, jednak gdy Isobel czytała fragment którejś jego pracy (nie pamiętam tytułu), to było to takie nudne, że po prostu przeszłam do kolejnej części. Podobnie było z końcówką książki, gdy przemierzała przez te wszystkie korytarze. Nie wiem, czy to było z powodu, w jaki sposób autorka opisała zdarzenie, czy to ja nie mogłam się wczuć w historię.
Książka sama w sobie była przyjemną lekturą. Bardzo spodobał mi się Varen oraz jego sekret. I relacja pomiędzy Isobel a Dannym. Zachowywali się, jak prawdziwe rodzeństwo: sprzeczali się, ignorowali, ale gdy nadarzyła się okazja - pomagali sobie.
Moja ocena: 7,5/10
26.2.18
Rzućmy okiem na ... American Satan
Tytuł: American Satan
Reżyseria: Ash Avildsen
Kraj: USA
Rok produkcji: 2017
Zdecydowałam się na ten film tylko z jednej powodu. Andy Biersack. Jest on moim crushem od pewnego czasu, więc oglądam filmiki na YT o nim i słucham jego muzyki. No i się dowiedziałam, że jest głównym bohaterem w filmie American Satan u boku z Booboo Stewart, Johnem Bradleyem oraz Benem Brucem.
American Satan to historia o nowo powstałym zespole, który chce się wybić. Johnny Faust, Vic Lacota, Lily Mayflower, Dylan James i Leo Donovan tworzą The Relentless. Ricky Rollins, będąc ich menadżerem, pomaga im zyskać popularność. Niestety nie wszystko idzie po ich myśli. Ale wtedy do akcji wkracza Mr. Capricorn - szatan, czy ktoś w tym stylu. Nie podano szczegółowej odpowiedzi. I zaczyna się prawdziwy rock'n'roll. Seks, narkotyki, przemoc.
Pierwsze, co mnie ciekawiło przed obejrzeniem filmu była gra aktorska. Andy jest wspaniałym piosenkarzem i nie wiedziałam, czy podoła temu zadaniu. Okazało się, że nawet dobrze mu poszło. Drugą rzeczą była zmiana głosu Andie. I właśnie pisząc tę recenzję, przeszukałam Internety i się dowiedziałam, że to miało wspólnego z wytwórnią płytową, do której należy Black Veil Brides. I pewnie osoby, które nie znają głosu Andiego, nie zauważyli podmianki.
Dobra, teraz jest czas na recenzję fabuły. Można powiedzieć, że jest to typowy film opowiadający o życiu rockmenów. Na początku chodzi tylko o muzykę. Później zaczynają się imprezy, alkohol, prochy. Te wszystkie skandale. I w końcu ktoś nie wytrzymuję - czy to fizycznie lub psychicznie.
Taki rodzaj filmu, który nigdy nie oglądałam, ale każdy wie o jakie filmy chodzi.
Za to muzyka jest genialna. Jeśli ktoś się zastanawiał, jakiej muzyki słucham - to jest odpowiedź. Już od pierwszych nut wiedziałam, że pokocham soundtrack.
Ten film nie jest dla wszystkich. Jest on kontrowersyjny, pełno w nim scen seksu, przekleństw oraz użycie narkotyków. Też jest pokazane, jaki wpływ ma muzyka na ludzi. Ma ona bardzo wielki - wiem to z własnego doświadczenia. Akurat teraz większość piosenek, które kocham ma większe znaczenie niż same słowa i wpadający w ucho rytm. Opowiadają one o ciężkim życiu, o kochaniu siebie, o lękach i depresji, że te choroby nie przedstawiają jaki jest człowiek.
Niestety w American Satan ten wpływ ma negatywne skutki.
American Satan nie wyszedł oficjalnie w Polsce, jednak jeśli jesteście ciekawi, to pewnie znajdziecie wersje z napisami. Zróbcie sobie popcorn, zamknijcie u siebie w pokoju i obejrzyjcie. Proszę o jedno - tylko dorośli.
Reżyseria: Ash Avildsen
Kraj: USA
Rok produkcji: 2017
Zdecydowałam się na ten film tylko z jednej powodu. Andy Biersack. Jest on moim crushem od pewnego czasu, więc oglądam filmiki na YT o nim i słucham jego muzyki. No i się dowiedziałam, że jest głównym bohaterem w filmie American Satan u boku z Booboo Stewart, Johnem Bradleyem oraz Benem Brucem.
American Satan to historia o nowo powstałym zespole, który chce się wybić. Johnny Faust, Vic Lacota, Lily Mayflower, Dylan James i Leo Donovan tworzą The Relentless. Ricky Rollins, będąc ich menadżerem, pomaga im zyskać popularność. Niestety nie wszystko idzie po ich myśli. Ale wtedy do akcji wkracza Mr. Capricorn - szatan, czy ktoś w tym stylu. Nie podano szczegółowej odpowiedzi. I zaczyna się prawdziwy rock'n'roll. Seks, narkotyki, przemoc.
Pierwsze, co mnie ciekawiło przed obejrzeniem filmu była gra aktorska. Andy jest wspaniałym piosenkarzem i nie wiedziałam, czy podoła temu zadaniu. Okazało się, że nawet dobrze mu poszło. Drugą rzeczą była zmiana głosu Andie. I właśnie pisząc tę recenzję, przeszukałam Internety i się dowiedziałam, że to miało wspólnego z wytwórnią płytową, do której należy Black Veil Brides. I pewnie osoby, które nie znają głosu Andiego, nie zauważyli podmianki.
Dobra, teraz jest czas na recenzję fabuły. Można powiedzieć, że jest to typowy film opowiadający o życiu rockmenów. Na początku chodzi tylko o muzykę. Później zaczynają się imprezy, alkohol, prochy. Te wszystkie skandale. I w końcu ktoś nie wytrzymuję - czy to fizycznie lub psychicznie.
Taki rodzaj filmu, który nigdy nie oglądałam, ale każdy wie o jakie filmy chodzi.
Za to muzyka jest genialna. Jeśli ktoś się zastanawiał, jakiej muzyki słucham - to jest odpowiedź. Już od pierwszych nut wiedziałam, że pokocham soundtrack.
Ten film nie jest dla wszystkich. Jest on kontrowersyjny, pełno w nim scen seksu, przekleństw oraz użycie narkotyków. Też jest pokazane, jaki wpływ ma muzyka na ludzi. Ma ona bardzo wielki - wiem to z własnego doświadczenia. Akurat teraz większość piosenek, które kocham ma większe znaczenie niż same słowa i wpadający w ucho rytm. Opowiadają one o ciężkim życiu, o kochaniu siebie, o lękach i depresji, że te choroby nie przedstawiają jaki jest człowiek.
Niestety w American Satan ten wpływ ma negatywne skutki.
American Satan nie wyszedł oficjalnie w Polsce, jednak jeśli jesteście ciekawi, to pewnie znajdziecie wersje z napisami. Zróbcie sobie popcorn, zamknijcie u siebie w pokoju i obejrzyjcie. Proszę o jedno - tylko dorośli.
Moja ocena: 5/10
21.2.18
Nie dam się temu pochłonąć!
Dzisiejszy post będzie wyglądał trochę inaczej.
Nie jest to recenzja książki czy filmu. W tym poście opowiem trochę o moich uczuciach, które powstrzymują mnie przed robieniem pewnych rzeczy.
Lęk
Jakiś czas temu dowiedziałam się, że jeden z moich ulubionych zespołów będzie mieć trasę koncertową w Europie. Gdy zobaczyłam Polskę, nie mogłam przestać się uśmiechać. Byłam taka szczęśliwa. Następne, co ujrzałam, było miejsce. Warszawa - to oczywiste, że koncert będzie w stolicy. Wtedy nie myślałam, jak ja się tam dostanę. Mieszkam w Łodzi (czyt. wynajmuję pokój). Jako student mam zniżkę na pociągi. Bilet na koncert też nie powinien być drogi. Bym pojechała, zobaczyła zespół i wróciła. Co mogło pójść nie tak?
Tego samego dnia zadzwoniłam do rodziców i powiedziałam o moich planach. Moja mama nie była zbyt zadowolona. Nie zgodziła się, żebym jechała do Warszawy. Nie sama. I żebym sama wracała tak późno do Łodzi. I to był ten moment, gdzie zwątpiłam.
Ja nigdy nie jechałam sama do stolicy. Nigdy nie byłam tam sama. Dopiero od niedawna zaczęłam sama wracać busem do mojego rodzimego miasta. I to był dla mnie wielki krok.
Od tamtego czasu myślę o tym koncercie i o całym wyjeździe. Czy jednak warto na niego pojechać? Co jeśli już nie zagrają w Polsce? Co jeśli tam pojadę i ktoś mnie okradnie, lub gorzej? Będę musiała późno w nocy wrócić na pociąg. A jeśli coś mi się stanie? Na pewno w pociągu będą same podejrzane typy. Przecież nikt, kto był na tym koncercie, nie będzie wracał do Łodzi. Pewnie nikt z Łodzi nie zna tego zespołu, nie jest fanem. Moja mama ma rację. Lepiej, żebym została w domu.
Czasami pojawia się mały głosik, który mówi, że ta szansa może się nigdy nie powtórzyć. Że powinnam tam pojechać i się cieszyć. Żyć pełnią życia. Nie martwić się. Raz się żyje.
Niestety szybko znika. I z otchłani wyjawia się strach, lęk, ból brzucha, dreszcze.
Próbuje wtedy się wyłączyć. Puszczam muzykę, czytam książkę, wyobrażam siebie w sytuacjach, gdzie zachowuję się jak silna i niezależna kobieta. Przeglądam nowe memy, śmieję się z żartów o śmierci. Siedzę na Tumblr'erze.
Ale wiem, że w końcu ten potwór da o sobie znać. I nie da mi spokoju. Przychodzi nawet z byle jakiego powodu. Nie dopuszcza mnie do zrobienia nawet najmniejszych rzeczy, jak napisanie do przyjaciół jako pierwsza czy zadzwonienie przez telefon. Zagnieżdża swe ziarno niepokoju, kiedy myślę poważnie o przyszłości.
I jedyne, co mogę, to się go słuchać.
Ale obiecałam sobie, że 2018 rok będzie rokiem zmian. Pod koniec 2017 roku jechałam po raz pierwszy sama pociągiem. W 2016 roku po raz pierwszy byłam na konwencie, sama w innym mieście. W tym samym roku zaczęłam studia.
W każdym z tych roków przeżyłam coś wielkiego. Bałam się, ale zrobiłam ten pierwszy krok. I ten rok nie będzie inny.
Wiem, że jak nie pojadę, będę zła na siebie, ale to lepsze niż martwienie się o siebie tak bardzo, że masz ochotę wymiotować.
Wiem, że jak pojadę, będę szczęśliwa, wyjdę z mojej strefy komfortu, będę mieć wspaniałe wspomnienie. I wiem też, że ten lęk pochłonie mnie w całości.
Jedno ważne pytanie, które muszę zadać sama sobie:
Czy jestem na tyle silna, by utrzymać się ponad tą ciemną powierzchnią?
Nie jest to recenzja książki czy filmu. W tym poście opowiem trochę o moich uczuciach, które powstrzymują mnie przed robieniem pewnych rzeczy.
Lęk
Jakiś czas temu dowiedziałam się, że jeden z moich ulubionych zespołów będzie mieć trasę koncertową w Europie. Gdy zobaczyłam Polskę, nie mogłam przestać się uśmiechać. Byłam taka szczęśliwa. Następne, co ujrzałam, było miejsce. Warszawa - to oczywiste, że koncert będzie w stolicy. Wtedy nie myślałam, jak ja się tam dostanę. Mieszkam w Łodzi (czyt. wynajmuję pokój). Jako student mam zniżkę na pociągi. Bilet na koncert też nie powinien być drogi. Bym pojechała, zobaczyła zespół i wróciła. Co mogło pójść nie tak?
Tego samego dnia zadzwoniłam do rodziców i powiedziałam o moich planach. Moja mama nie była zbyt zadowolona. Nie zgodziła się, żebym jechała do Warszawy. Nie sama. I żebym sama wracała tak późno do Łodzi. I to był ten moment, gdzie zwątpiłam.
Ja nigdy nie jechałam sama do stolicy. Nigdy nie byłam tam sama. Dopiero od niedawna zaczęłam sama wracać busem do mojego rodzimego miasta. I to był dla mnie wielki krok.
Od tamtego czasu myślę o tym koncercie i o całym wyjeździe. Czy jednak warto na niego pojechać? Co jeśli już nie zagrają w Polsce? Co jeśli tam pojadę i ktoś mnie okradnie, lub gorzej? Będę musiała późno w nocy wrócić na pociąg. A jeśli coś mi się stanie? Na pewno w pociągu będą same podejrzane typy. Przecież nikt, kto był na tym koncercie, nie będzie wracał do Łodzi. Pewnie nikt z Łodzi nie zna tego zespołu, nie jest fanem. Moja mama ma rację. Lepiej, żebym została w domu.
Czasami pojawia się mały głosik, który mówi, że ta szansa może się nigdy nie powtórzyć. Że powinnam tam pojechać i się cieszyć. Żyć pełnią życia. Nie martwić się. Raz się żyje.
Niestety szybko znika. I z otchłani wyjawia się strach, lęk, ból brzucha, dreszcze.
Próbuje wtedy się wyłączyć. Puszczam muzykę, czytam książkę, wyobrażam siebie w sytuacjach, gdzie zachowuję się jak silna i niezależna kobieta. Przeglądam nowe memy, śmieję się z żartów o śmierci. Siedzę na Tumblr'erze.
Ale wiem, że w końcu ten potwór da o sobie znać. I nie da mi spokoju. Przychodzi nawet z byle jakiego powodu. Nie dopuszcza mnie do zrobienia nawet najmniejszych rzeczy, jak napisanie do przyjaciół jako pierwsza czy zadzwonienie przez telefon. Zagnieżdża swe ziarno niepokoju, kiedy myślę poważnie o przyszłości.
I jedyne, co mogę, to się go słuchać.
Ale obiecałam sobie, że 2018 rok będzie rokiem zmian. Pod koniec 2017 roku jechałam po raz pierwszy sama pociągiem. W 2016 roku po raz pierwszy byłam na konwencie, sama w innym mieście. W tym samym roku zaczęłam studia.
W każdym z tych roków przeżyłam coś wielkiego. Bałam się, ale zrobiłam ten pierwszy krok. I ten rok nie będzie inny.
Wiem, że jak nie pojadę, będę zła na siebie, ale to lepsze niż martwienie się o siebie tak bardzo, że masz ochotę wymiotować.
Wiem, że jak pojadę, będę szczęśliwa, wyjdę z mojej strefy komfortu, będę mieć wspaniałe wspomnienie. I wiem też, że ten lęk pochłonie mnie w całości.
Jedno ważne pytanie, które muszę zadać sama sobie:
Czy jestem na tyle silna, by utrzymać się ponad tą ciemną powierzchnią?
2.2.18
Rzućmy okiem na ... Zaklinacz Ognia
Tytuł: Zaklinacz Ognia
Oryginalny Tytuł: Flamecaster
Autor: Cinda Williams Chima
Wydawnictwo: Moondrive
Liczba Stron: 480
Rok Wydania: 2017
"To najgorsza rzecz na świecie ryzykować swoim życiem dla kogoś, kogo się kocha. Jednocześnie to najlepsza rzecz na świecie... i warta tego ryzyka."
Na początku nie za bardzo chciałam mieć tę książkę w swojej biblioteczce, ale za drugim czy trzecim razem, jak ją spotkałam w księgarni, pomyślałam, że może nie będzie taka zła. Świat jaki ukazała autorka przypomina wiele innych, które czytałam. Świat fantastyczny, w którym zły król, który nienawidzi czarodziejów i młody główny bohater, mający za zadanie zemścić się na nim. Jednak każdy autor ma inną historię do opowiedzenia, więc kupiłam Zaklinacza Ognia i zaczęłam czytać.
Książę Fellsmarchu, Adrian chce zostać uzdrowicielem. Już na początku historii, mając z dwanaście lat(?) jest w tym dobry. Jednak nie udaje mu się pomóc umierającemu ojcu. Chłopak przysięga zemścić się na królu Ardenu. Drugą "główną" bohaterką jest Jenna, która posiada tajemnicze znamię na karku. Pracuje ona w kopalni w Delphi, do której pewnego dnia przyjeżdża ten zły władca Ardenu i morduje jej bliskich. A za tym idzie kolejna zemsta.
Nie wiem, czy uznać Jennę za główną bohaterkę, ponieważ w pierwszej połowie książki mamy z nią tylko z dwa rozdziały. W drugiej części jest ona częściej i to na niej skupia się fabuła, ale sama Jenna zawsze znajduje się na drugim planie.
Czytanie Zaklinacza Ognia bardzo mi się dłużyło (pewnie dlatego, że czytałam ją tylko w weekendy), a historia w pewnym momentach historia szła w ślimaczym tempie. Uważam, że niektóre fragmenty powinno się usunąć i nic by się nie straciło. Postacie też są nudne. Żadne z nich nie było warte zapamiętania. No, może oprócz Królowej Ardenu (imienia nie pamiętam niestety).
I do tego wątek miłosny. Ło Matko Serio? Pierwszego dnia się poznają, a już drugiego dzielą się śliną i nazywają to miłością. Ale że serio? Gdy czytam o takiej miłości to aż krew mi się gotuje. To nie miłość. To zauroczenie/pożądanie.
Gdy sięgałam po tę książkę nie miałam żadnych takich wymagań. Chciałam tylko przeczytać o czarodziejach w świecie fantasy. I to dostałam. Niestety tylko to. Zaklinacz Ognia nie zachwycił mnie na tyle, żeby zakupić drugą część serii. I nie mogę Wam powiedzieć, że musicie przeczytać tę książkę, bo to by było kłamstwo. To nie jest lektura, przez którą żałuję straconego czasu, lecz mogłam te godziny spędzić nad czymś innym.
Oryginalny Tytuł: Flamecaster
Autor: Cinda Williams Chima
Wydawnictwo: Moondrive
Liczba Stron: 480
Rok Wydania: 2017
"To najgorsza rzecz na świecie ryzykować swoim życiem dla kogoś, kogo się kocha. Jednocześnie to najlepsza rzecz na świecie... i warta tego ryzyka."
Na początku nie za bardzo chciałam mieć tę książkę w swojej biblioteczce, ale za drugim czy trzecim razem, jak ją spotkałam w księgarni, pomyślałam, że może nie będzie taka zła. Świat jaki ukazała autorka przypomina wiele innych, które czytałam. Świat fantastyczny, w którym zły król, który nienawidzi czarodziejów i młody główny bohater, mający za zadanie zemścić się na nim. Jednak każdy autor ma inną historię do opowiedzenia, więc kupiłam Zaklinacza Ognia i zaczęłam czytać.
Książę Fellsmarchu, Adrian chce zostać uzdrowicielem. Już na początku historii, mając z dwanaście lat(?) jest w tym dobry. Jednak nie udaje mu się pomóc umierającemu ojcu. Chłopak przysięga zemścić się na królu Ardenu. Drugą "główną" bohaterką jest Jenna, która posiada tajemnicze znamię na karku. Pracuje ona w kopalni w Delphi, do której pewnego dnia przyjeżdża ten zły władca Ardenu i morduje jej bliskich. A za tym idzie kolejna zemsta.
Nie wiem, czy uznać Jennę za główną bohaterkę, ponieważ w pierwszej połowie książki mamy z nią tylko z dwa rozdziały. W drugiej części jest ona częściej i to na niej skupia się fabuła, ale sama Jenna zawsze znajduje się na drugim planie.
Czytanie Zaklinacza Ognia bardzo mi się dłużyło (pewnie dlatego, że czytałam ją tylko w weekendy), a historia w pewnym momentach historia szła w ślimaczym tempie. Uważam, że niektóre fragmenty powinno się usunąć i nic by się nie straciło. Postacie też są nudne. Żadne z nich nie było warte zapamiętania. No, może oprócz Królowej Ardenu (imienia nie pamiętam niestety).
I do tego wątek miłosny. Ło Matko Serio? Pierwszego dnia się poznają, a już drugiego dzielą się śliną i nazywają to miłością. Ale że serio? Gdy czytam o takiej miłości to aż krew mi się gotuje. To nie miłość. To zauroczenie/pożądanie.
Gdy sięgałam po tę książkę nie miałam żadnych takich wymagań. Chciałam tylko przeczytać o czarodziejach w świecie fantasy. I to dostałam. Niestety tylko to. Zaklinacz Ognia nie zachwycił mnie na tyle, żeby zakupić drugą część serii. I nie mogę Wam powiedzieć, że musicie przeczytać tę książkę, bo to by było kłamstwo. To nie jest lektura, przez którą żałuję straconego czasu, lecz mogłam te godziny spędzić nad czymś innym.
Moja ocena: 4/10
31.1.18
Mała aktualizacja
Wróciłam!
Yay.
Tylko nie wiem na jak długo.
Niedawno rozpoczęła się sesja, czyli egzaminy, czyli trzeba się uczyć. To też oznacza, że przez większość czasu będę robiła wszystko, tylko nie to, co powinnam. Dlatego to jestem.
Jakiś czas temu utworzyłam nowego bloga, w którym miała pisać o moich doświadczeniach i przemyśleniach. Jednak zatęskniłam za Okiem Mrocznej. I tak sobie pomyślałam, po co tworzyć nowego bloga, jeśli mogę trochę pozmieniać tego. Nie zrozumcie mnie źle, nadal będę dodawała recenzje książek czy seriali, lecz czasami będę pisała o tych rzeczach, które chciałam na tym drugim. To jest, muzyka, droga do pokochania siebie, niepokój (tak zwane anxiety). Chciałabym się bardziej otworzyć. I pisanie bloga mam nadzieję, że mi pomoże.
Nie wiem kiedy opublikuję kolejny post, ale nie będziecie musieli czekać długo.
To do następnej notatki :)
Yay.
Tylko nie wiem na jak długo.
Niedawno rozpoczęła się sesja, czyli egzaminy, czyli trzeba się uczyć. To też oznacza, że przez większość czasu będę robiła wszystko, tylko nie to, co powinnam. Dlatego to jestem.
Jakiś czas temu utworzyłam nowego bloga, w którym miała pisać o moich doświadczeniach i przemyśleniach. Jednak zatęskniłam za Okiem Mrocznej. I tak sobie pomyślałam, po co tworzyć nowego bloga, jeśli mogę trochę pozmieniać tego. Nie zrozumcie mnie źle, nadal będę dodawała recenzje książek czy seriali, lecz czasami będę pisała o tych rzeczach, które chciałam na tym drugim. To jest, muzyka, droga do pokochania siebie, niepokój (tak zwane anxiety). Chciałabym się bardziej otworzyć. I pisanie bloga mam nadzieję, że mi pomoże.
Nie wiem kiedy opublikuję kolejny post, ale nie będziecie musieli czekać długo.
To do następnej notatki :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)